Skocz do zawartości
Polska

Wybory 2024: Kandydaci na radnych gmin, powiatu i miasta. Zobacz, kto się zgłosił! [PEŁNE LISTY]

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościSzpula Anny Dragan. Jak rozplątać te nici?

Szpula Anny Dragan. Jak rozplątać te nici?

Dodano:
Szpula Anny Dragan. Jak rozplątać te nici?
wywiad

Anna Dragan, dziennikarka, pisarka, a także ogrodniczka z zamiłowania. Mówi nam o swoim późnym debiucie literackim i książce, w której plączą się różne historie jak nici. Czy uda się je rozplątać?

- Wkrótce w księgarniach nowa książka. To zupełnie coś innego w pani twórczości opierającej się dotąd na lokalnych wątkach?

- Długoletnia praca dziennikarska zaowocowała tym, że dostałam stypendium od marszałka wielkopolskiego. Z tych pieniędzy powstały moje pierwsze opowiadania, które były przejściem od reporterki do własnych form literackich. Drukuje je wydawnictwo Adama Marszałka w Toruniu i wkrótce trafią na rynek.

- Można to potraktować jako debiut na szerszym rynku czytelniczym?

- Absolutny debiut. Wielokrotnie z tego powodu nawet żartowałam. Debiutanci są ode mnie o kilkadziesiąt lat młodsi. Ja akurat teraz się objawiłam, ale ten debiut wziął się z długoletniej pracy, która do tego zmierzała. Nie można bowiem przeskoczyć do jakiejkolwiek formy literackiej bo ma się takie chęci. To się musi wiązać z pokonywaniem kolejnych stopni. W tej chwili właśnie przekroczyłam pewien etap i weszłam do innej przestrzeni.

- Da się odciąć grubą kreską od dziennikarstwa?

- Wypisałam się z dziennikarstwa. To hamuje naturalny sposób wypowiadania się. Odbiera możliwość powiedzenie tego, co chce się powiedzieć, sięgnięcia tak głęboko, jak cię chce. Ma pewne rygory. Ja od tych zasad, które mi weszły za skórę, po latach pracy odchodzę i staram się być od nich wolna. To nie jest takie łatwe, ale pracuję nad tym. Dziennikarką byłam dlatego, że mogłam poznawać ludzi. Kiedy robiłam z nimi wywiady, mówili ciekawe rzeczy. Odkrywali ważne sprawy. A z drugiej strony szukałam własnego słowa i myśli. W tej chwili sięgam do tego magazynu, mam go w podświadomości. Trzymam się własnego tonu. Ma to być moja dusza, ale pod kontrolą, z uwagi na odbiorcę.

- Czy to było marzenie, aby zostać pisarką?

- Marzyłam o pisaniu, kiedy byłam nastolatką, wtedy jednak nastał czas buntu. Jak byłam na polonistyce, zaczęłam się tego uczyć. Praca dziennikarska pozwoliła mi dostrzegać i szanować ludzi. Zaczęłam pracę w Warszawie, gdzie mieszkałam. Potem trafiłam do Głosu Koszalińskiego. Wtedy tłumaczono mi, że praca dziennikarska jest polityczna. Byłam bezpartyjna, więc czułam się na pewnym marginesie. Potem był czas w Gazecie Poznańskiej w Poznaniu. I dopiero stamtąd przybyłam w 1972 do Konina.

- Do kwitnącego, przemysłowego miasta?

- Cztery opowiadania pod wspólnym tytułem „Skojarzenia socjalistyczne” są właśnie o tym. Piszę z lekko satyrycznym zacięciem. Pierwsze opowiadanie mówi o tym, jak niemalże z piątku na sobotę powstało to miasto, bo takie były odgórne wytyczne. Dobudowywano kolejne uliczki i ludzie z krańców znaleźli się nagle w centrum. Powstawały nagle zakłady, hotele robotnicze. Tutaj wszystko było nowe. Dawało wyobraźni pole do popisu.

- Jaką formę ma książka?

- Tytuł "Szpula poplątanych nici" wskazuje trochę na formę i treść. Zaczyna się etiudami poetyckimi o tym, jak chciałam być pisarką, nosiłam to wiele lat w sobie, ale musiałam robić coś innego. Inne teksty są inaczej pisane, każdy w zgodzie ze swoją treścią. Ciągle pracuję nad warsztatem twórczym. Zawsze byłam okrutna dla swoich tekstów. Robiłam wiele poprawek choć nie było komputera. Musiałam dobrze żyć z redakcyjną maszynistką. Teraz mam komputer, który pozwala kasować, przestawiać, skreślać. I nie ma śladu po tych poprawkach. To dla mnie cudowne narzędzie. Skarb, który dostałam w prezencie. Sam fakt, że mogę szukać formy, zmieniać, być swoim warsztatem i krytykiem, jest dla mnie wspaniałą szansą.

- Tytuł "Szpuli" powstał na początku, czy na końcu poplątanych historii?

Te opowiadania są różnorodne. Tytuł zebrał w jedno i zasugerował, że nie stawiam kropki nad „i”. Każde z opowiadań otwiera się na coś, jest punktem wyjścia. To jest moja wizytówka skierowana do czytelników. I bilet na dalszą drogę.

- Czy Konin może być inspiracją?

- Tak, to jest miejsce mojego pobytu, któremu mnóstwo zawdzięczam. Ale jestem obserwatorką i działa tu ten mój dystans do wszystkich i wszystkiego. Cztery opowiadania są o socjalistycznym mieście, m.in. o tym, jak zachowywali się ludzie, jak jeden na drugiego donosił. Inne opowiadania są o nadwrażliwych artystach i ich sytuacji w rodzinie. Jest też o młodym polskim patriocie – wojennym bohaterze. Albo motyw sakralny: o błądzeniu i o tym, jak się nawróciłam. Po beatyfikacji siostry Faustyny trafiłam do Kościoła i tam już jestem. Każdy z tych wątków ma swoją genezę w Koninie, bo tutaj mieszkam.

- Czyta pani książki swojego syna fizyka i artysty Andrzeja Dragana?

- Syn myśli inaczej, choć ma podobną do mnie wrażliwość, ale chce osiągnąć coś innego. Nie wchodzimy sobie w drogę. Mamy dystans do tego, co robimy. Chętnie daję mu do przeczytania to, co piszę bo syn jest bezkompromisowy w ocenach, a nie to, co przyjaciółki, które mówią na wyrost, że to jest piękne. On potrafi mocnym słowem ocenić moją twórczość. Jest to wrażliwy człowiek. Synek dał mi swój "Kwantechizm" do przeczytania. Nie krępując się wiele, powiedziałam mu, że nie zgadzam się z tym, jak się odnosi do spraw filozoficznych, religijnych, humanistycznych, ale że cieszę się z jego wybitnych, jak sądzę, osiągnięć w nauce i jej popularyzacji.

- Ogród to ważna część życia? Pomaga się wyciszyć, znaleźć wątek?

- Miałam kiedyś przy domu ogród biodynamiczny z ogromną ilością sadzonek, które zdobywałam. Teraz jeżdżę do koleżanki na działkę, a ona mi pozwala tam komponować, sadzić, wymyślać. Ciągle mam tę działkę w głowie. Na balkonie jest tylko namiastka. To sposób na oderwanie się od codzienności i wyciszenie, a także odwołanie się do natury. W ramach resetowania tego, co na co dzień, oglądam też dwa seriale: „Ojca Mateusza” i „Ranczo”, które znam prawie na pamięć. Jest tam sympatyczne spojrzenie na rzeczywistość, sporo poczucia humoru, znajomość natury ludzkiej, a ja przy tym odpoczywam. I kiedy się tak wyłączę, mogę od nowa świeżym umysłem szukać tego, co chciałabym napisać. Wtedy otwieram komputer i pracuję. Tak powstają opowiadania.

Dziękuję za rozmowę.

Anna Pilarska 

Czytaj więcej na temat:Anna Dragan , dziennikarka , pisarka , książka
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole