Skocz do zawartości
Polska

Wybory 2024: Wybór prezydenta Konina zależy od tych, którzy... pozostaną w domach

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościSłynna afera kukurydziana miała swój pierwowzór w powieści sprzed 130 lat

Słynna afera kukurydziana miała swój pierwowzór w powieści sprzed 130 lat

KONIN JEST NASZ

Dodano:
Słynna afera kukurydziana miała swój pierwowzór w powieści sprzed 130 lat
Konin jest Nasz

Czy to możliwe, że już sto trzydzieści lat temu Zofia Urbanowska przewidziała, jak władze Konina będą rządziły miastem na początku XXI wieku? Bo takie właśnie wrażenie odniosłem po lekturze jej powieści z 1892 roku pod tytułem „Wszechmocni”.

Jeśli moja teza wyda się komuś zbyt śmiała, służę przykładami i cytatami. Oto na stronie 313 wzmiankowanego wyżej tytułu autorka tak pisze o stosunku radnego Hoehne do głównego bohatera: „czujący także pewną do Jerzego urazę, bo młodzieniec, spotkawszy go raz w polu, powiedział mu, że orze w gruntach miejskich, co było prawdą, ale po co się w to mieszał, skoro prezydent, główny gospodarz miasta nie miał nic przeciwko temu”.

Przecież to niemal jeden do jeden nasza afera kukurydziana z czasów poprzedniej prezydentury, kiedy to na gruntach miasta były dzierżawca uprawiał kukurydzę, nie płacąc za to ani grosza. Sprawa się wydała, bo w tym samym miejscu zaplanowano - w blasku fleszy i przy dźwiękach fanfar - urządzenie pierwszych w naszym mieście terenów inwestycyjnych. Kiedy zniecierpliwieni dziennikarze zaczęli dopytywać, dlaczego wciąż nic się nie dzieje, usłyszeli, że miasto czeka, aż użytkownik zbierze kukurydzę. Dopiero wtedy się wydało, że tenże za użytkowanie gruntu nie płacił. Nie muszę dodawać, że nikt za to nie poniósł konsekwencji, a główny odpowiedzialny na kierowniczym stanowisku doczekał w urzędzie godnej emerytury.

Nie tylko powyższy przykład świadczy o tym, że pisarstwu najsłynniejszej konińskiej autorki nie można odmówić walorów ponadczasowości. Przekonałem się o tym do pewnego stopnia wbrew własnym chęciom, bo do lektury „Wszechmocnych” zabrałem się z oporami, po pobieżnym przekartkowaniu powieści przed rokiem, kiedy pisałem artykuł o burmistrzu Ludomirze Kranasie. Zajrzałem wtedy do powieści Zofii Urbanowskiej, ponieważ Piotr Rybczyński, bez wątpienia najlepszy znawca konińskiej historii, zasugerował mi, że właśnie na nim autorka wzorowała postać burmistrza Czarkowa (to jego powieściowe nazwisko, a nie nazwa miejscowości) z „Wszechmocnych”.

Czas by się zgadzał, bo rzecz dzieje się dwadzieścia lat po powstaniu styczniowym, a więc około roku 1884, kiedy Ludomir Kranas od dwóch już lat piastował w Koninie urząd burmistrza. Zgadza się też wiele innych realiów, choć akcja powieści toczy się w Kozłowie a nie w Koninie, a opisana w niej rodzina Wilczków mieszka przy ulicy Mokrej a nie Wodnej.

Przed wypuszczeniem na rynek najnowszego wydania „Wszechmocnych” Jacek Wiśniewski, współwłaściciel konińskiej księgarni i wydawnictwa MAWI, dokonał jej adaptacji, uwspółcześniając język powieści i przywracając jej konińskie realia.

strona 1 z 2
strona 1/2
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole